Październik 2011. Nasza grupa spotyka się w Zagórzu koło Sanoka, skąd jedziemy do Duszatynia. Wyruszamy w Bieszczady, które należą do Beskidów Wschodnich, stanowiących część Zewnętrznych Karpat Wschodnich. Rozciągają się przez Polskę, Słowację i Ukrainę. Najwyższy szczyt - Pikuj (Ukraina) ma
1405 m n.p.m. W polskiej części gór - najwyższy szczyt - Tarnica, 1346 m n.p.m.
Rozpoczynamy zdobywanie Bieszczad, pierwszą z dłuższych przerw robimy sobie tuż obok Jeziorek Duszatyńskich. Maszerujemy, droga jest trudna i długa. Po kilku godzinach jesteśmy na szczycie Chyrlate. Wiatr szarpie wapory mgieł. Ubieramy cieplejsze kurtki i ruszamy dalej.
Z Chryszczatego schodzimy zmęczeni. Dantejskie ciemności. Droga do Jabłonek. Zatrzymujemy się by wypatrzyć jakiegoś bieszczadzkiego żubra. Niestety, nie jest nam dane. Bynajmniej nie tym razem. Maszerujemy. Błotnista, półpłynna droga. Zmęczenie. Aż w końcu? Jest! Docieramy do schroniska w Jabłonkach. Jest dach nad głową, jest posiłek, jest ciepła woda. Tysiące lat ewolucji, a potrzeby zbliżone.
Niedziela ochrzczona dniem odpoczynku, regeneracji sił, dopracowania szczegółów. Odwiedzamy nie opodal zlokalizowany Baligród i lokalny bar i wracamy do schroniska. Wieczorem organizujemy ognisko. Są kiełbaski, luźna, swobodna atmosfera. Tak jak na obóz wędrowny przystało.